sobota, 25 kwietnia 2015

Leśna nimfa- Ania Rusowicz

W oczekiwaniu na nowe utwory, małe przypomnienie o osobie z krajowej sceny i o wielkim talencie, aczkolwiek trochę niedocenianej. Dzięki albumowi „Mój big- bit” Ania Rusowicz zdobyła popularność i to nie tylko wśród starszego pokolenia. Inspiracja gwiazdami retro okazała się strzałem w dziesiątkę. Na drugiej płycie ponownie stykamy się ze stylem polskiej muzyki lat 60- tych i 70-tych. Trudno może jeszcze uciec od porównań z matką Adą Rusowicz,ale wokalistka definitywnie pokazuje, że umie zgrabnie połączyć nowoczesne brzmienia z muzyką i tekstami rodem z Woodstocku. Bowiem tym razem przypadnie szczególnie do gustu słuchaczom, w których drzemie dusza hipisa.

Album został zatytułowany GENESIS, czyli początek.W założeniach artystki było ukazanie tego, co pierwotne, a ciągle drzemie w naszych duszach. Przyszło mi do głowy, że Ania w ten sposób chciała podkreślić też swoje początki, kiedy występowała w zespole r&b i jeszcze poszukiwała swojej artystycznej drogi. Muzyczna otwartość jest niewątpliwie mocną stroną Rusowicz, bo dzięki temu udaje jej się zgrabnie uniknąć zaszufladkowania do jednego gatunku.

Już sama okładka przyciąga wzrok: unoszący się nad ziemią zagadkowy znak okalany płomieniami, który kojarzy się z jakimś nieznanym słowiańskim symbolem. Jeśli chodzi o zawartość płyty to nadal jest klimatycznie, ale bardziej mrocznie, duchowo i tajemniczo. Słychać sporo refleksji nad sensem życia i przemijaniem, tak jak na przykład w utworach „Anioły” lub „Nie uciekaj” . W tekstach widać dużo nawiązań do natury i wewnętrznej mocy, siły człowieka. Cechują się wciąż prostotą, która jednak nie razi. Ponadto całość zdaje się układać w pewną osobistą historię zaczynającą się w młodości i kończącą się na przemyśleniach starszej osoby....może jakaś leśna nimfa wyśpiewuje wędrowcom swoje ostrzeżenia przed popełnianiem życiowych błędów? Jedna z szybszych piosenek nosi tytuł „To co było” i stanowi piękny muzyczny manifest przeciw bezmyślnemu życiu w biegu, a potem rozpamiętywaniu przeszłości, zamiast zadbać o nasze tu i teraz. A „Mantra”, jak zdradza autorka, jest hołdem dla idei nieskończoności.
Nie mogło zabraknąć kilku wersów o miłości. Ania jest tu trochę niczym femme fatale: uwodzicielska, dowcipna, ironiczna, a zarazem bardzo delikatna, pragnąca miłości. Uczucia są pokazane od drugiej, tragicznej strony, która często przynosi ból, a szczęście ciągle wymyka się w najbardziej nieoczekiwanym momencie.

Jest jeszcze jeden ciekawy smaczek na płycie: słowa do piosenki „Rzeka pamięci” napisał Grzegorz Walczak, poeta i autor tekstów np. dla Ady Rusowicz czy Skaldów. Wspomniany utwór nie tylko znakomicie dopasowuje się do brzmienia "Genesis" ale także pozwala poczuć klimat lat 70-tych.

Wszystko to nie odbiega zbytnio od stylistyki, do której przyzwyczaiła nas wokalistka. I trzeba powiedzieć, że świetnie się w tym sprawdza, głównie za sprawą niezwykle zmysłowej, mocnej barwy głosu i bogactwa dźwięków. Gitara, bas, bębny i klawisze to z pozoru skromne instrumentarium, a stworzyło interesujące, przyciągające połączenie.

W dobie coraz częstszego wykorzystywania elektroniki przez artystów i śpiewania wyłącznie po angielsku, Ania jest unikatem. Tworzy za pomocą klasycznych instrumentów i z jak najmniejszą cyfrową obróbką wokalu oraz nawiązuje do najlepszych lat polskiej muzyki rozrywkowej. Choćby dlatego zachęcam do posłuchania jej ostatniego krążka, do którego chętnie się wraca.


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Cultural Ways
Maira Gall