Ta raczej nierzucająca
się w oczy książka z serii "archipelagi" wydawnictwa WAB
znalazła się w moich rękach poprzez kawiarnianą wymianę
książkową. Opis zachęcający, ale mimo to myślę "Pewnie
coś z post-nowoczesnej literatury, której nikt nie chce czytać".
Cóż, lubię dziwne książki- biorę. I tak po raz kolejny
utwierdzam się w tym, że uwielbiam przypadki....
Jerzy Sosnowski, autor
powieści i publicysta, uczynił
swoich bohaterów zwykłymi
ludźmi: przyjaciółmi, pracownikami, rodzicami, kochankami...
Poznajemy zatem Krzysztofa i jego przyjaciół, czyli Antka i Irenę,
a dalej różne osoby związane z ich życiem. Z drugiej strony
przenosimy się w przeszłość, do końca XIX wieku, śledząc
losy Kazimierza, jego mentora- filozofa Władysława Tarnowskiego, Veronique, Anieli oraz małżeństwa Eryka i Ilse Falków. Ten wątek
i męska część bohaterów nawiązuje do realnych postaci:
Tadeusza Micińskiego, Wincentego Lutosławskiego i Stanisława
Przybyszewskiego. Dwie różne przestrzenie czasowe w pewien
niezwykły sposób się łączą... Lecz faktyczną osią wydarzeń
jest przypadek niezwykły i niewytłumaczalny- pewien list
sprzed kilkudziesięciu lat trafnie przewidujący przyszłość,
którego tajemnicę postanawiają rozwikłać Antoni i Krzysztof.
Wszystkie
postacie czasem wydają się wręcz prozaiczne, boleśnie ludzkie. A
jednak poznając je bliżej, trudno nie dostrzec jak bardzo złożone
i subtelne są ich emocje, jak wyraziste charaktery. Ludzie, ich
osobiste historie i przemyślenia, odgrywają tu znaczącą rolę i
jest im poświęcone dużo uwagi. W końcu to z ich ust padają
wszystkie teorie dotyczące metafizyki i porządku wszechświata,
które to opinie często się ze sobą ostro ścierają, zmuszając
czytającego do myślenia i niejako objęcia konkretnego stanowiska.
Jednocześnie nic nie jest tu pewne, wątpliwości bohaterów stają
się naszymi wątpliwościami. To jak małe i zwykłe zdarzenia mogą
zostać ukazane w fascynujący oraz odmienny sposób, to główna
rzecz, jaka ujmuje mnie w tej książce.
Jerzy Sosnowski (fot. Krzysztof Dubiel, źródło: Instytut Książki) |
To,
co jeszcze zyskało moją przychylność, to zabieg niebezpieczny,
który pisarzowi mógł się zupełnie nie udać i zwykle nie zyskuje
uznania ze strony czytelników, czyli wprowadzenie pewnej dozy
chaosu. Polega to nie tylko na przeplataniu ze sobą w tekście dwóch
zupełnie różnych epok, ale też na nagłych zmianach zogniskowania
narracji na danej postaci. Zwroty te są wykonane na tyle subtelnie,
że ostatecznie nie rażą, a korzyścią z nich jest nasza głębsza
wiedza o wszystkich
postaciach. Moim zdaniem świetnie łączy się to z warstwą
fabularną, przemieszaną czasowo, pełną mniejszych i większych
wątków, gdzie bohaterowie zmagają się z licznymi trudnościami
i wątpliwościami dotyczącymi życia i jego sensu, są
wyraźnie zagubieni w świecie. Zdaje się jednak, że pisarz chciał
umieścić w powieści tyle aspektów , że niektóre zeszły do
poziomu zbędnych przerywników.
Tekst
ten pełen jest kulturowych odniesień- poczynając od historii ze
Słowackim, na rozrywkowych show telewizyjnych kończąc- pokazuje,
jak bardzo jesteśmy uwikłani w kulturę. Zaś nad tym wszystkim
unoszą się opary niedopowiedzenia i oniryzmu. Bo może zbyt
przywiązujemy uwagę do tego co już wiemy, chcemy posiąść wiedzę
absolutną, odsuwając od siebie nasze zmysły i intuicję? Może to
w nich leży klucz do prawdziwego sensu? I czy w ogóle powinno to
nas tak zajmować, małych wobec wszechświata ludzi? Dla mnie takie
właśnie są najważniejsze pytania, jakie stawia w "Prądzie
zatokowym" Sosnowski, który sam twierdzi, że jest to dzieło
"o przeciwstawianiu się rozpaczy". Zachęcam do
sprawdzenia, na czym polega zasadność jego słów.
Jerzy
Sosnowski, Prąd zatokowy, WAB, Warszawa 2003, 403
s.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz